Dziś post zupełnie nie szafiarski, ale ważny dla mnie:). W czwartek 11go lutego byłam w Łodzi na koncercie mojego ukochanego Depeche Mode. Nic nie wskazywało na to, że pojadę, bo do ostatniego dnia nie miałam biletów, udało mi się je zdobyć dzień przed koncertem, w związku z tym z pracy też nie mogłam się urwać odpowiednio wcześniej, wyszłam dopiero o 19, potem podróż śnieżycy, nerwowe szukanie miejsca parkingowego, bo byliśmy już spóźnieni, ale jak tylko weszłam i usłyszałam te boskie dźwięki, odpłynęłam i już nic poza Nimi się nie liczyło. Wzruszenie, radość, euforia , ogarniające nie tylko mnie, ale wszystkich wokół. W moim sektorze dźwięk był w porządku, nie za głośny nie dudniący, bo wiem, że niektórzy narzekali, miałam świetny widok na scenę, całą wypełnioną halę i las klaszczących rąk, mogłam też bez problemu skakać, tańczyć i machać łapkami bez obijania się o innych ludzi, nie widziałam wizualizacji, ale to, co najważniejsze widziałam świetnie.
Według mnie (i wielu fanów) tym razem gwiazdą spektaklu był Martin, jego wokal z wiekiem stał się wręcz niesamowity, po latach zachwytu nad głosem Dave'a doceniam wokal Martina, jego moc, czystość, wręcz studyjną dokładność, barwę, emocje, jakie potrafi przekazać.
Mój ulubiony utwór z ulubionej płyty, to było po prostu piękne.
Szkoda, że to, co wspaniałe, tak mija tak szybko, jak piękny sen. Pozostają wspomnienia i chwile utrwalone na nie najlepszej jakości fotkach z mojego aparatu.
Tutaj możecie obejrzeć więcej dobrych zdjęć z pierwszego dnia, czyli 10 lutego.
.
I would like to show you some pictures from the Depeche Mode concert, which took place on 10 and 11 February in Atlas Arena Hall in Lodz.
.
.
.
Balony wypuszczone przez fanów na "Policy of truth"
.
Pamiątkowe zdjęcie na tle demontowanej sceny a ja zmęczona i szczęśliwa:)